To do tej pory mój najleniwszy dzień. Nareszcie! Odpuszczamy poranne snurki (rekiny będą musiały poczekać) i idziemy na śniadanie do Paula. Jest to dość ekonomiczna opcja, bo, jak do tej pory, albo zamawiasz zestaw ( w którym zawsze znajdzie się jakieś paskudztwo w stylu słodkiej kiełbasy czy wędliny a la mortadela), albo pancake. Na słodko, oczywiście (pancake i kiełbasa- mortadela jest wytrawna- chyba- nie odważyłam się testować). A u Paula sam sobie możesz skomponować. Nie dość, że tanio, to tak, jak chcesz. Paul, podobnie jak w przypadku wczorajszego obiadu, tak i teraz, zadecydował za nas. Zamówił nam na jutro kierowcę i znalazł towarzystwo do współdzielenia kosztów. Sorry, Paul, ale wczoraj wieczorem umówiliśmy się z Danielą- obwiezie nas po wyspie i odstawi pod hotel na Panglao (Panglao jest połączone z Bohol mostem). Ja mam oczywiście wyrzuty sumienia, chociaż wiem, ze Paul wie, że inaczej się umawialiśmy. Po śniadaniu Maciek nurkuje z mężem Danieli, a ja leniuchuję. I bawię się z Kirą, która uosabia słodycz w czystej postaci. Przepraszam- ten szczeniak to cukier z domieszką chili.
Jak do tej pory każda z odwiedzonych wysp jest inna. Nie planowaliśmy tego. Tak wyszło. Bohol wydaje się być najbardziej zbliżony do środkowej części Bali- spokojny, soczyście-zielono-kwiatowo-różowy. Ludzie są pogodni i otwarci, chociaż nikt cię nie zaczepia, nie nagabuje. Krowy pasą się na ulicy albo pod palmami. Na każdym kroku kozy, które najprawdopodobniej pełnią dwojaką rolę: kosiarki i zwierzątka domowego.
Maciek wraca z nurkowania pozytywnie nakręcony i podejmuje jedyną słuszną decyzję- odpuszczamy Oslob. Może przydarzy nam się spotkać rekiny wielorybie gdzie indziej. Może nie. Natomiast nie czulibyśmy się dobrze jadąc tam , po wysłuchaniu i przeczytaniu tych wszystkich paskudnych informacji o „rekiniej turystyce w Oslob”.
Obiad jemy u naszych Austriaków- niezwykle dumnych z własnej kuchni. Nie, żeby było jakoś fatalnie. Moim zdaniem jednak trudno być masterchefem, jeśli chcesz podawać wszystko (a może właśnie o to w tym programie chodziło..): od omleta, przez tradycyjne dania włoskie i, wiadomo, austriackie, po burgery, kuchnię filipińską i owoce morza. Ale jest OK- częstują nas, ich zdaniem, najlepszym lokalnym rumem oraz własnej roboty sznapsem. Zachód słońca ponownie zachwyca.