Geoblog.pl    Zingarina    Podróże    FILIPINY pod choinkę    Za co uwielbiam Sagadę
Zwiń mapę
2017
22
gru

Za co uwielbiam Sagadę

 
Filipiny
Filipiny, Sagada
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19744 km
 
… żeby jak emeryci, wstać skoro świt. Nasz guesthouse śniadań raczej nie serwuje, chociaż od rana na piętrze unosi się mój „ulubiony” zapach duszonej świni- rozpoznawalna marka gorących ulic azjatyckich miast. Zmieszana ze smogiem i kanalizacją…w sam raz na alternatywną wersję „Pachnidła”. Uciekamy czym prędzej, szukając przyjemniejszej przestrzeni na śniadanie. „Sagada Brew” nie dostaje kolejnej szansy, a „Yoghurt House” o 7.30 jakoś nie chce nas przyjąć. Następne na liście jest „Lemon Pie”. Bardzo smaczna jak na tutejsze warunki kawa i „Mountain tea”, delikatna herbata o ziołowo-limonkowym smaku, której liście są dostępne prawdopodobnie tylko w tym regionie. „Lemon Pie” na śniadanie jest w stanie zaoferować nam jedynie lemon pie (to prawdopodobnie słynne w tym regionie ciasto), w związku z czym uderzamy do ostatniej na liście LP- „Log Cabin”. W skali $-$$$ Lonely Planet daje jej $$$, jednak za 150-250 PHP/os. można zjeść bardzo fajne śniadanie (prawdopodobnie wszystko zależy od punktu odniesienia). Dzisiaj chcielibyśmy zobaczyć jaskinie i trumny, czyli „must see” Sagady. Zdjęcia w internetach robią wrażenie. Co do internetów, najwięcej tych zdjęć widziałam na blogach. Także na tych polskich. I jak je czytałam (polskie, te rodzime), to mi wstyd za rodaków było. Rozumiem, że backpacker i że budget trip…ale autorzy czasami nieźle się nagimnastykowali, żeby nie płacić „environmental fee” (45 PHP/os) albo obejść teren naokoło i pod prąd, żeby nie brać przewodnika. Jest to o tyle przykre, że wszystko stanowi uczciwą wymianę. Oni pokazują nam swoją ziemię i dzięki temu maja za co żyć. Tym bardziej, że kwoty nie sa specjalnie wygórowane… a typ od bloga (nazwisk i adresów nie wymienię) cofa się od informacji turystycznej, bo każą płacić 3 PLN za powietrze?! Tak, wiem, płacenie za powietrze brzmi absurdalnie, ale w Łebie czy Dąbkach też płacisz, i nawet nie wiesz, kiedy. Albo, żeby zaoszczędzić na Hanging Coffins (250 PHP), idzie „od dupy strony”, po czym natyka się na budkę strażnika, w której nie dość, że nie chcą go wpuścić bez przewodnika (tego od 250 PHP), to jeszcze krzyczą, że wejście 10 PHP?!
Po śniadaniu idziemy do informacji turystycznej i płacimy ZA WSZYSTKO: za powietrze, którym oddychamy, za trumny i za jaskinie (za wersję SOFT; jest jeszcze dostępna wersja HARD). W okolicy znajduje się kilkadziesiąt jaskiń, z czego tylko kilka na tyle bezpiecznych, aby je eksplorować.
WERSJA HARD - wąskie i strome ustępy, woda po ramiona i nietoperze nad głową
WERSJA SOFT- bardziej stromo niż wąsko, przestrzeń, echo, woda maksymalnie do uda, a nietoperze znacznie wyżej
Nasz przewodnik (miał ksywkę Dick, ale po hiszpańsku- słownik mi teraz nie pomaga :)) był extra. Jak na przewodnika przystało, rzucał czerstwymi żartami z rękawa i muszę przyznać, ze niezły z niego aktor, bo wszystkie brzmiały, jakby je wypowiadał nie 1000, ale 10 raz. WIELKI SZACUNEK! Zanim zeszliśmy głębiej (właśnie pozwalam sobie na żart w stylu „Dicka-nie-Dicka”) tłumaczył nam, o co chodzi z tą ksywką. Znalazłam jednak drugi dno. Wszystko, co pokazywał nam w jaskini, było falliczne. CO WIDZISZ? UŻYJ WYOBRAŹNI. Ty mówisz: małpa, kokos, kamień, ciastko On: Król, Królowa, Penis, Wagina, Owoc Miłości, Łóżko. Oraz dwa słonie, żółw i pudding czekoladowy poza konkursem. Jednak od dzisiaj słoń i żółw już nigdy nie zabrzmią tak samo. Tak samo JASKINIA. TOTALNA. Zapach rozświetlającej drogę i skały lampy naftowej, szmer wody i nietoperzy odbijające się w przestrzeni- robiły robotę. Wyszliśmy mokrzy, brudni i zachwyceni.
Kolejny przystanek to HANGING COFFINS, znajdujące się w ECHO (myślałam, że ECO) VALLEY. VALLEY jest tez oczywiście bardzo ECO (Sagada jest bardzo czystym miasteczkiem, co krok tabliczki, ze to nie śmietnik, i że jedyne, co powinniśmy zostawić po sobie, to odciski stóp ;p). ECHO jest w tym miejscy ważniejsze- dolina ma piękną akustykę. Aby dotrzeć do trumien, trzeba przejść prezez tradycyjny katolicki cmentarz. Pochówek nic tutaj nie kosztuje- płaci miasto. Nagrobek ogranicza się do wbitego w ziemię krzyża. Chodzisz, gdzie chcesz i po czym chcesz. Nowe i ciekawe doświadczenie. Sytuacja bardzo fair- przepraszam, ale jak już umierasz to nie powinieneś martwić się o to, czy stać cię na pochówek. A już tym bardziej nie powinno to absorbować twoich bliskich. Dodatkowo masz jeszcze jedną opcję…
Wijącymi się w górę i dół schodami docieramy do Hanging Coffins. Robią niesamowite wrażenie. Chociaż jest ich tutaj niewiele. Wynika do zapewne z kilku czynników. Aby zostać pochowany w ten sposób, musisz spełnić następujące warunki:
- MUSISZ BYĆ MĘŻCZYZNĄ
- MUSISZ BYĆ MĘŻCZYZNĄ, KTÓRY SPŁODZIŁ KILKORO DZIECI
- MUSISZ BYĆ MĘŻCZYZNĄ,KTÓREGO DZIECI MAJĄ JUŻ WŁASNYCH MĘŻÓW LUB ŻONY
-MUSISZ CHCIEĆ TAKIEGO POCHÓWKU, a podejrzewam, ze coraz mniej osób chce zostać z tym rytuałem, pogańskim, związanym z animistycznymi wierzeniami, gdzie sacrum miesza się z profanum
Trumny są niewielkich rozmiarów, gdyż zmarły był uprzednio sadzany na krześle i, jeśli dobrze zrozumiałam, wraz z tym krzesłem chowano go do trumny.
Koniec wycieczki. Rzutem na taśmę oglądamy jeszcze tutejszy kościół i jak świeżo nakręcone zegarki wracamy na początek naszej wycieczki, czyli tuż przed jaskinie. „Gaia Cafe&Crafts”. Nie ma jej w LP-prawdopodobnie świeżak. Wegetariańska, a praktycznie wegańska miejscówka z cudownym widokiem na pola ryżowe. Proste i smaczne roślinne menu. Pierwsze skrzypce gra ziemniak i fasola. Lubię jedno i drugie, więc jestem zachwycona. Do tego pierwsze na trasie kraftowe piwa, np. sosnowe pale ale, czy ipa z nutą tamaryndowca. Ogromny plus za wnętrze i przeszklone ściany. GAJU- UWIELBIAM CIĘ!
I wszystko poszło by gładko, i spanie niedługo po tej ziemniaczano-fasolowej uczcie, gdyby nas coś nie podkusiło. Poszliśmy do „centrum”. Uparliśmy się, żeby spróbować lokalnego, ryżowego wina. Podawanego w takich gigantycznych koniakówkach. A później wypiłam najgorsze Daiqiri w mieście. JEDYNE Daiqiri w mieście. I jak postanowiliśmy wyjść, to dosiadła się do nas para Filipinka i Szwed. I prawie zaliczyliśmy filipińskie wesele, na które zapraszał nas pan przebrany za tygrysa. I poszliśmy spać o 23!!! puenta: jak chcą, to zamykają później…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 10 komentarzy10 130 zdjęć130 0 plików multimedialnych0