Godzina 6:30-nasza ulubiona:) Budzi nas słońce na czyściutkim niebie, w naszym prawie bungalowie, z widokiem na prawie czystą, względnie czystą plażę. Raz,dwa,trzy... Pierwsza w tym roku kąpiel w zatoce tajskiej zaliczona. 8:30 odpływa nasz prom na Koh Rong, według wszelkich informacji płynie 40 minut czyli...2godziny :) 10 30 wysiadamy ma najpiękniejszej (w tym roku) plaży świata. Nikt nas nie atakuje, nikt nie krzyczy i nie zaczepia. Czujemy się dziwnie. Paradise Bungalows czyli miejsce, w którym zarezerwowałyśmy nocleg, znajduje się po prawej stronie Tui Beach. W końcu jednak ktoś nas zaczepił z raz czy dwa.. Ale to dla zdrowia psychicznego, co byśmy nie doznały zbyt wielkiego szoku. Nasz drewniany domek z widokiem na dżunglę przez lewe okno, a na lazurową plażę przez prawe, kosztuje 28 dolarów w low season. Od razu mówię, że można znaleźć taniej...bliżej "centrum" czyli 200 metrów na prawo. Całe wybrzeże liczy ich moze 500. Jednak te 200 metrów robi ogromną różnicę. W naszym ogromnym, przestrzennym, kilkanaście metrów nad ziemią usytuowanym "lobby" z głośników leci Bach. W "centrum" teren recepcji to ciemny, przydymiony bar z leczącymi kaca angolami. Z głośników leci umpa umpa zagłuszane przez para rara z baru obok. Dostalysmy swój prywatny kawałek raju.Lecimy łapać słońce, nie wiadomo kiedy znów zaświeci.