Geoblog.pl    Zingarina    Podróże    Girls around the world- KAMBODŻA 2014    Mniej znaczy więcej, czyli wybuduj dom na Wiśle, a będziesz szczęśliwy ;)
Zwiń mapę
2014
04
lip

Mniej znaczy więcej, czyli wybuduj dom na Wiśle, a będziesz szczęśliwy ;)

 
Kambodża
Kambodża, Kompong Luong
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9149 km
 
Misja na dziś:
1. Ogarnąć Marcie doktóra
2. Wizyta na pływającej wiosce Kompong Luong
3. Dotarcie do stolicy
1) O 7 rano wychodzimy z hostelu w poszukiwaniu medycznego ratunku, ponieważ stan Marty nie ulega poprawie. Wioska nie jest już tą czarną dziurą pośrodku niczego, którą zapamiętałyśmy. Jest głośno, tłoczno, wyjątkowo żywotnie. Angażujemy miejscowych w poszukiwanie lekarza. Przybywa dość sprawnie a za tłumacza służy mu syn właścicieli guesthouse'u.Marta dostaje trzy zastrzyki w różne części ciała plus kroplówkę. My łapiemy "motór" i pędzimy do Kompong Luong. Zanim to jednak następuje, pan doktor zarządza sesję foto. W końcu taka pacjentka nie zdarza się zbyt często.
2) Do wodnej wioski docieramy skuterem, aby następnie wynająć łódkę, która pozwoli nam bliżej poznać życie mieszkańców. Niewiele różni się ono od bycia na lądzie. Ludzie są samowystarczalni; mają sklepy, kościół, szkołę, nawet stację benzynową na wodzie. Dzieciaki po lekcjach samodzielnie wracają łódkami do domu. Te, które jeszcze nie rozpoczęły edukacji, beztrosko pływają w rzece.... Ta, chociaż nie należy do najczystszych i wydziela specyficzny zapach, pełni wiele funkcji w życiu codziennym: służy za pralnię, wannę, Wc, umywalkę i wiele innych. Stanowi też źródło pożywienia, gdyż Kompong Luong to wioska rybacka. Jesteśmy jednymi turystkami, więc wzbudzamy delikatną sensację. Wszyscy się uśmiechają, machają, przesyłają buziaczki i wołają " hello". Szczególnie dzieciaki żyją skromnie, ale wyglądają na szczęśliwe. Wracamy spacerem, w pełnym słońcu, pozytywnie naładowane i prowadzone przez stado krów.
3) Poprzedniego wieczoru na pytanie o odjazdy autobusów do stolicy, slyszałyśmy jedynie:No problem. Nikt nie był w stanie podać godziny. Okazało się, że No problem to w wolnym tłumaczeniu " co krótszą lub dłuższą chwilę". Kiedy pytamy po raz kolejny, okazuje się, że nasza chwila to 10 minut. Raz dwa po plecaki i cudem zmartwychwstałą Martę. Panowie wbiegają na środek drogi i zatrzymują dla nas autobus. Coby tradycji stało się zadość, do Phnom Penh docieramy z dwu/trzy godzinnym opóźnieniem, czyli jak na te standardy, tyle co nic. Idealnie w środek ulewy, największej jak do tej pory. Niestety mówimy to sobie każdego dnia. Każdego dnia zaczyna lać coraz wcześniej i coraz intensywniej. Strach pomyśleć co będzie na wyspach. Dlatego pomyślimy o tym jutro.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 10 komentarzy10 130 zdjęć130 0 plików multimedialnych0