Geoblog.pl    Zingarina    Podróże    Girls around the world- KAMBODŻA 2014    Klątwa Buddy
Zwiń mapę
2014
03
lip

Klątwa Buddy

 
Kambodża
Kambodża, Krâkôr
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9041 km
 
wstajemy wcześnie rano żeby zdążyć do polecanego przez Lonely Planet wegetariańskiego baru (Vegetarian Food Restaurant - wszystkie dania do 4000 rieli czyli do dolara, to lubimy;) Wracając zupełnie przypadkowo trafiamy na khmerskiego wesele, nikt nie za bardzo spik inglisz ale i tak gospodarze zapraszają nas do stołu częstują zupą i gazowanymi napojami z ogórka... Zostałybyśmy z chęcią dłużej, ale już o 9 30 zbiórka pod Smoking Pot ( szkoła gotowania i restauracja) i wycieczka na targ. Mieszają się tu wszystkie zapachy świata: wędzone ryby, surowe mięso, orientalne zioła, mleko kokosowe i egzotyczne owoce. Prym oczywiście wiedzie prześmierdzący durian.
Dania które mamy w planach przygotować to fish amok, stir fry morning glory with beef i khmer style soup. Nasz nauczyciel mówi bardzo dobrze po angielsku, więc zarzucamy go setkami pytań. Największą frajdę sprawia nam chyba samodzielne wykonanie kroeun czyli khmerskiej pasty curry. Zdajemy egzamin, w nagrodę dostajemy książkę kucharską, a po powrocie otwieramy pierwszą w Warszawie khmerską restaurację ;) W trakcie kursu Marta zaczyna się źle czuć więc odstawiamy ją do hotelu. Gdy wracamy po kilku godzinach jest z nią coraz gorzej. Musimy jednak jeszcze dzisiaj przedostać się do Krakoru, więc ledwo żywą ładujemy do autobusu. W międzyczasie rozhulała się niezła ulewa i wiadra wody lecą z nieba przez wiele godzin. W kolejnym międzyczasie, tuż przed odjazdem sporo już opóźnionego autobusu, Klara orientuje się, że w całej akcji zaginął jej telefon.Łapie szybko jakiegoś przepoconego pana na skuterze, który za dolca zawraca z nią do hotelu. Telefon uratowany. Czego nie można powiedzieć o Marcie, która zielona na twarzy zalicza krzaki na każdym postoju. " Klątwa Buddy" jest bezlitosna. Na miejsce docieramy z dwugodzinnym opóźnieniem. Trochę przez przypadek, a trochę fartem, autobus psuje się idealnie pod Paris Guesthouse - jednym z dwóch hosteli w Krakor. Będzie tu stał jeszcze kolejne trzy godziny. Nie zastanawiając się zbyt długo, wywlekamy zwłoki naszej przyjaciółki i sadzamy w " recepcji". Same próbujemy negocjować absurdalną jak na to miejsce i warunki cenę. Syn właścicieli jest jednak nieugięty. Na dobre już zarażone duchem "dyskantu" i walczące z wyzyskiem turystów, ruszamy w poszukiwaniu drugiego hostelu. Godzina 22. Ciemno i cicho jak w dupie. Jedyne żywe i oświetlone miejsce to stoisko z zupą ryżową a wokół niego lokalsi. Próbujemy na migi uzyskać jakieś informacje. Oferują pomoc, a my znowu myślimy, że ktoś chce nas naciągnąć na kasę. Jednak nocny spacer drogą, pełną ujadających psów nie za bardzo nam się uśmiecha. Wskakujemy na skutery lokalsów, a ci podwożą nas do drugiego hostelu. Tam okazuje się, że wszystkie pokoje od miesiąca zajęte są przez robotników z Filipin. Skruszone wracamy do punktu wyjścia. Ekipa z Paris Guesthouse doskonale wiedziała co robi, nie chcąc zejść z ceny. Nasz trupek idzie spać a my zasiadamy z lokalsami do zupy ryżowej i ....piwa, po które specjalnie z tej okazji pojechali gdzieśtam ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
W
W - 2014-07-12 13:43
Noo tak, kto mial się rozchorować jak nie Marta :)
 
 
zwiedziła 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 10 komentarzy10 130 zdjęć130 0 plików multimedialnych0