Kończy nam się gotówka.. a tu jeszcze tyle rzeczy do kupienia: czerwone curry, zielone curry, żółte, imbiry, szmiry, trawy cytrynowe, wynalazki owocowe i glonów odmian tysiące. Wycieczki do bankomatów kompletnie rujnują nas finansowo. Czas zacząć płacić katą. TYLKO GDZIE? Na bazarze odpada. Noclegi i knajpki- też niekoniecznie. Wstyd się przyznać, ale czas uderzyć do Tesco. Jest takowe, 20 minut rowerem od Old Town (tylko dla odważnych! Na tajskich drogach panuje prawo dżungli; silniejszy i większy wygrywa. jednak według zasady: "take it easy", udaj się nam się dotrzeć w całości). Kto by pomyślał, że wizyta w hipermarkecie może dostarczyć tyle radości. Wychodzimy obkupione we wszystko, co na liście.
Po zrzuceniu zakupów w hostelu, uderzamy do najbliższej świątyni na rozmowę z mnichami. Można usiąść z nimi na ławce w ogrodzie i pytać o wszystko."Nasz" mnich ma na imię Buddi, lat 27, od 15 w zakonie. Chyba nie był przygotowany na tak nietypowy zestaw pytań:
- dlaczego kobieta nie może zostać mniszką (okazuje się, że może?!)?
- dlaczego używacie iPhonów i palicie papierosy?
- czy chciałbyś mieć żonę?
Buddi wybrnął z tego na 6 z plusem.
Jest godzina 16:22 czasu tajskiego. Uciekając prze upałem, siadamy w Peppermint Coffeehouse, przy naszej ulicy i uzupełniamy bloga. Cudowna knajpka, z rewelacyjną obsługą, polecana prze z Tripadvisor.