Dzisiejszego kaca sponsoruje tajski browar Sengha. Ambitny plan przed wyjazdem na wyspy- wizyta na weekendowym targu Chatuchak Market. Łapiemy taksówkę (co nie jest proste, mamy takiego farta, że różowe nie chcą włączać taksometru, a jak na złość tylko takie w okolicy). O Chatuchak Market słyszałyśmy same słowa zachwytu: że kolorowo, różnorodnie, ogromnie, pachnąco, ciekawie, tanio i egzotycznie. Co my na to? Duszno, nudno, kiczowato, wcale nie tanio, monotonnie, pseudoindyjsko. Kupiłyśmy dwie fajne koszulki, które w tej samej cenie znalazłyśmy godzinę później na Kao San. Wracamy do "domu" (taxi Kao San- Chatuchak Market 80 Bahtów). O 18 autobus w kierunku Ko Phan Ghan. Kupiłyśmy w biurze bilet na tzw. V.I.P. bus. Co obejmuje:
1) TRANSFER Z HOTELU (czytaj: spod hotelu transferujesz się do biura, w którym kupiłeś bilet; przychodzi pan, z którym transferujesz się (pieszo, oczywiście), do kolejnego biura, w którym inni kupili bilet. I tak się transferujesz przez 10 kolejnych stanowisk, dziarsko maszerując z bagażem na plecach w temperaturze 40 stopni.
2) KLIMATYZACJA (czytaj NAWIEW; czasem działa, czasem nie, czasem kapie)
3) TOALETA ( brzydko pachnie, nie działa- oszczędzajcie spożycie płynów!)
Przypomniała nam się podróż na Ukrainę; tam i tutaj: GŁĘBOKI WSCHÓD.